Same trudne przypadki, czyli ćwiczenia z ratownictwa medycznego-13 stycznia 2023

Piątek 13 stycznia. Jeśli to się miało zdarzyć - to właśnie wtedy. Pojawia się więc informacja, że w Centrum Medycyny Eksperymentalnej im. Emila Behringa UWM przy al. Warszawskiej zawalił się strop. Nie, nie od granatnika. Po prostu się zawalił.

Jest wielu rannych, większość bardzo ciężko: złamania, otwarte rany i silne krwotoki, brak oddechu. Same trudne przypadki. Co robić?

Na szczęście oni wiedzą. Oni, czyli studenci ratownictwa medycznego II i III roku Szkoły Zdrowia Publicznego UWM i Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego oraz III roku Wydziału Lekarskiego UWM, a także strażacy ochotnicy  z podolsztyńskiego Bartąga. Wiedzą, ale od razu widzą też, że to nie będą łatwe ćwiczenia. Ćwiczenia ratownictwa dla studentów, jedne z kilku, które co roku urządza Szkoła Zdrowia Publicznego, nigdy nie są łatwe.

Po co się je organizuje?

- To element kształcenia zawodowego. Robimy je, żeby studenci w praktyce zetknęli się z takimi zdarzeniami, w których nakładają się na siebie różne czynniki, w których trzeba ze sobą współpracować, podejmować trudne decyzje, działać pod presją czasu i otoczenia, w niekorzystnych, czasem skrajnych warunkach – wyjaśnia dr Paweł Jastrzębski, kierownik Katedry Ratownictwa Medycznego Szkoły Zdrowia Publicznego UWM, organizator ćwiczeń.

Najpierw więc do akcji wkroczyli strażacy. Ocenili, czy obiekt jest bezpieczny dla ratowników. Oględziny wpadły pozytywnie. Wtedy do akcji wkroczyli studenci podzieleni na zespoły ratownicze. Odnajdowali poszkodowanych, wynosili na zewnątrz, oceniali ich stan i segregowali pod względem obrażeń i ich zagrożenia dla życia. W tymczasowym punkcie medycznym, czyli namiocie przed centrum Behringa, kolejni studenci zajmowali się stabilizowaniem stanu rannych, opatrywaniem urazów, tamowaniem krwotoków (a krew się lała strumieniami) i ataków histerii. Stąd już po wstępnym opatrzeniu ranni trafiali masowo do Centrum Symulacji Medycznych na szpitalny oddział ratunkowy, na którym inni studenci zajmowali się dalszymi czynnościami zabezpieczającymi poszkodowanych. Ponieważ poszkodowanymi byli też studenci, którzy doskonale wiedzieli, co im się stało, to symulowali tak realnie i z tak wielkim zaangażowaniem, że ich koledzy ratownicy mieli pełne ręce roboty. Na dodatek cały czas temu, co robią, przyglądali się nauczyciele akademiccy i stale coś notowali w swoich notesach.

Po zakończeniu akcji ratowniczej już w sali seminaryjnej odbyło się podsumowanie ćwiczeń.

- Studenci popełnili wiele błędów, ale wskazaliśmy im je i dokładnie omówiliśmy. Potem przeprowadziliśmy jeszcze jedno ćwiczenie symulacyjne w tym samym obiekcie. Każdy jednak otrzymał w nim inną rolę niż w tym pierwszym. Zrobiliśmy to dlatego, żeby na świeżo mogli skorygować swoje błędy i przećwiczyć prawidłowe zachowania. I te ćwiczenia wypadły już dużo, dużo lepiej – wyjaśnia dr Jastrzębski.

Jeszcze długo po ćwiczeniach ich uczestnikami targały emocje, pomimo tego, że przecież wiedzieli, że wszystko jest na niby.

- Takie ćwiczenia zapamiętają lepiej niż pokaz z rzutnika i w prawdziwej pracy będzie im łatwiej. Dlatego jestem ich wielkim zwolennikiem - twierdzi kierownik katedry.

Podobne ćwiczenia, chociaż to skomplikowane przedsięwzięcie, szkoła urządza na IV roku Najbliższe odbędą się na przełomie lutego i kwietnia z ratowania z hipotermii, czyli z wyziębienia. A to oznacza, że niektórzy studenci będą się musieli zanurzyć w lodowatej wodzie Jeziora Kortowskiego.